Od najmłodszych lat fascynowałem się astronomią i astrologią. Patrzyłem w gwiazdy, uczyłem się konstelacji, rozpoznawałem galaktyki. Choć nigdy nie miałem teleskopu ani lornetki, marzyłem o podróżach wśród planet, o odkrywaniu nowych ciał niebieskich. Moje wyobrażenia były jak obrazy w książkach – nierealne, ale pełne pasji. Poznawanie gwiazdozbiorów stało się czymś więcej niż tylko nauką – było to moje okno na świat, którego nie mogłem dotknąć, ale który zawsze był blisko.
Jednym z moich najstarszych marzeń było zobaczyć na żywo Krzyż Południa – odpowiednik naszej Gwiazdy Polarnej, widoczny tylko na półkuli południowej. Zawsze mi to towarzyszyło, ale przez lata to marzenie odkładałem na później. Czasami wracało, kiedy planowałem podróże do Nowej Zelandii czy Australii, ale nigdy nie podejmowałem konkretnych działań, by spełnić to marzenie.
Mijały lata, a moje marzenia wciąż pozostawały w sferze wyobraźni, przysłonięte codziennymi sprawami. Jednak nigdy nie przestawały być dla mnie ważne.
Z przełomowym momentem przyszło zaskakujące wydarzenie. Pracowałem w firmie IT, kiedy trafiłem do pokoju z koleżanką, która okazała się być nie tylko pasjonatką żeglarstwa, ale i kapitanem żeglugi morskiej. Jej opowieści o rejsach pełnych przygód słuchałem z zaciekawieniem, mimo że żeglarstwo nigdy nie było moim światem. Zdarzały mi się epizody pływania, ale były to raczej krótkie chwile – raz nawet wziąłem udział w regatach na jeziorach jako balast. Umiałem pływać jedynie „pieskiem” i to tylko na kilka metrów, a o przepłynięciu basenu nawet nie myślałem.
Wielokrotnie zapraszała mnie na wspólne rejsy. Za każdym razem coś mnie powstrzymywało. W końcu, pół żartem, pół serio, powiedziałem: „Popłynę z Tobą, jeśli będziesz przepływać przez równik. To moje marzenie!” Była to może lekka przesada, ale miałem wrażenie, że to, co dla mnie wydaje się niemożliwe, może stać się częścią jej rzeczywistości. Temat wkrótce ucichł, a nasze drogi się rozeszły.
Minęły lata, zanim usłyszałem o niej ponownie. Tym razem zaskoczyła mnie wiadomość, że razem z mężem wybudowali jacht. Wyruszyli w podróż dookoła świata. Nie była to jednak podróż na miarę Phileasa Fogga – pełna pośpiechu i chęci wyścigu z czasem. Zrobili z tego podróż swojego życia, pełną wolności, bez pośpiechu, z otwartością na to, co przyniesie świat.
I to wtedy, patrząc na ich wyprawę, po raz kolejny poczułem, że moje marzenie o Krzyżu Południa i równiku zaczyna stawać się realne.